Przed Świętami wpadła mi w ręce powieść Kathryn Stockett "Służące" Był też film na podstawie tej powieści, ale nie oglądałam.
Rzecz dzieje się w Missisipi w latach 60. Konkretnie na przełomie 63/64 - bo jest mowa o zamachu na JFK oraz o marszu M.L.Kinga. Sprawy segregacji rasowej były oczywiście mi znane, PRL lubiła pokazywać obrazki z USA więc o osobnych szkołach, uczelniach o autobusach wiedziałam. Ale okazuje się wiedziałam zbyt mało chociaż zdanie "a w Ameryce biją Murzynów" stało się przysłowiowe i niestety traktowane jako żart.
A w powieści mnóstwo szczegółów z życia codziennego tytułowych służących.Mogły być z białym dzieckiem w parku - ale tylko w białym uniformie, inaczej zaraz zainteresowałaby się nimi policja. Mogły kupić w sklepie dla białych - jak wyżej. Gotowały, prały, piekły, wychowywały dzieci swojej białej pani ale w domu (a czasami z braku miejsca na podwórku) miały osobną ubikację. Jeść mogły tylko z osobnego talerza itp itd
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo upłynęło 50 lat i właśnie trwa druga kadencja czarnoskórego prezydenta USA. Bo w wojsku, policji, we władzach stanowych Afroamerykanie (zmienilo się nawet słownictwo!). Bo publiczne okazywanie niechęci do innych - nie tylko czarnoskórych - skazałoby polityka, dziennikarza, aktora na ostracyzm. Oczywiście czasami polityczna poprawnośc poszła za daleko a jednocześnie trudno zwłaszcza na południu twierdzić, że nie ma sprawy - bo w prywatne rozmowy, niechęci, fobie trudno ingerować.
Dlatego sądzę, że dla nas jest też nadzieja. 10 lat temu nikt nawet nie przewidywał wojny polsko-polskiej. W prywatnych rozmowach też raczej oceniamy sąsiada, kolegę z pracy czy kogoś z rodziny za to kim jest a nie jakie ma poglądy polityczne. Tak, często prowadzi to do nie rozmawiania na pewne tematy ale to chyba lepsze niż obrzucanie się wyzwiskami?
Więc u nas powinno pojść łatwiej. To ta publiczna otoczka nie ma nic wspólnego z poprawnością polityczną a coraz więcej z pospolitym chamstwem. To elity powinny się zmienić a jak nie to należy zmienić elity. Mam nadzieję także, że mimo groźnych pomruków ze wschodu nie będziemy musieli otrzeźwieć nagle - tak jak w kłócącej się o głupoty rodzinie w obliczu wspólnej tragedii. Za 10 lat - wierzę- powstanie książka opisująca "szaleństwo elit" a my wcześniej obudzimy się z koszmaru i powiemy - niemożliwe, to był tylko sen!